Suburbia – powrót do „domu”
powrót – przybycie do miejsca, w którym się już kiedyś było.
W ciągu ostatnich dni zapewne wielu z Nas gdzieś lub do czegoś wróciło – do miasta, domu, obowiązków, pracy … Często, by móc powiedzieć, że powrót jest udany trzeba dostatecznie odpocząć od tego, co zdecydowaliśmy się przerwać, opuścić.
Sucharów koniec i początek
W pewnym momencie mojej przygody z planszówkami powiedziałem sobie – dość euro. Klasyka klasyką, ale są pewne granice. To powiedziawszy zrobiłem drobny remanent kolekcji i przerzuciłem się (jak się okazało na pewien czas) na gry nieco bardziej klimatyczne.
Z czasem gier na półce przybywało, żyłka kolekcjonera zwyciężała i nie sposób było sumiennie przestrzegać postanowienia. Euro ponownie podbiły moje serce, lecz długo nie pojawiał się tytuł, który rozbudziłby dawne fascynacje w stopniu tak znaczącym, jak udało się to Suburbii.
Rozgrywając kolejne partie czułem w powietrzu ducha niegdysiejszych klasyków – zwięzłe zasady, wysoka regrywalność i niebezpośrednia losowość. Trudno wytłumaczyć, dlaczego akurat ten tytuł tak na mnie zadziałał, być może właśnie tu udało się idealnie połączyć wspomniane elementy, a może po prostu ponownie miałem ochotę na sucharki.
Głośno, jak to w mieście
O Suburbii było już na ZnadPlanszy głośno. Zarówno Tycjan, jak i Orions w obszernych artykułach szczegółowo opisywali grę Teda Alspacha. W świetle tak wielu informacji nie będę po raz kolejny zanudzał Was charakterystyką rozgrywki, przejdę od razu do tego, co sprawia że tytuł ten pozostanie w mojej kolekcji na dłuższy czas.
- Diabeł tkwi w szczegółach – uwielbiam gry, które łatwo dają się poznać, a przy tym pozwalają na długotrwałe delektowanie się możliwościami mechaniki. Taka właśnie jest Suburbia. Wielość kafelków, które dodatkowo wzajemnie na siebie oddziałują sprawia, że podczas każdej rozgrywki szlifujemy różne strategie i zagrania.
- Samotny wilk – wspomniane szlifowanie umiejętności wypada tak samo dobrze bez względu na liczbę grających, a co istotne jest możliwe również w pojedynkę. W grze występuje wymagający wariant solo, który w satysfakcjonującym stopniu pozwala na zabawę mechaniką gry. Warto dodać, że to jeden z tych trybów jednoosobowych, który mimo prostoty nie wydaje się doklejony na siłę.
- Krótka piłka – w dobie wiecznego pośpiechu długie gry coraz częściej przegrywają z naszą zabieganą rzeczywistością. W tym miejscu Suburbia po raz kolejny wyciąga do nas rękę ze swoim (max) 1,5h intensywnego główkowania.
Smog – czyli o wadach słów kilka
Z doświadczenia wiem, że chociażby gra była „idealna” znajdą się gracze, dla których pewne jej cechy mogą stanowić wadę, toteż wysilając swe pedantyczne zmysły doszukam się w tej europerełce kilku rys:
- Instrukcja mimo, że w gruncie rzeczy napisana całkiem nieźle w kilku spornych miejscach mogłaby być zilustrowana dodatkowym przykładem. Brak takowego pozostawia, w głowach takich filozofów jak ja, nęcące pole do nadinterpretacji ;)
- brak jakiejkolwiek wypraski, ułatwiającej porządkowanie elementów w pudełku (mnie osobiście nie przeszkadza, gdyż z łatwością poradziłem sobie z tym problemem za pomocą kilku woreczków)
- nieco krzywo wycięte żetony monet.
Jak widać na razie wszystkie minusy nie dotyczą w istocie samej gry, a jedynie jej „peryferii”.
Jedynym poważnym zarzutem, wydają się być opinie, odnoszące się do słabego balansu niektórych kafelków. Trudno mi się jednoznacznie zgodzić z powyższymi głosami, gdyż najsilniejsze kafelki zawsze pojawiają się na +/- określonym etapie gry, a ich zdobycie wymaga odpowiednich (niemałych) środków.
Do wad, które sam w grze dostrzegam należy zaliczyć czynnik losowy decydujący o doborze celów (wydaje się, że niektóre z nich mogą być łatwiejsze do realizacji), reszta minusów dotyczy w gruncie rzeczy sporej rzeszy tytułów w obrębie gatunku, co jednak nie zwalnia mnie z obowiązku ich przytoczenia, a wiec są to – dość mizerne połączenie tematu z mechaniką (aczkolwiek, jak na euro zadowalające) oraz regrywalność oparta raczej na rożnych kombinacjach tego samego, niźli diametralnej zmianie w rozgrywkach.
Wracajmy do euromiasta
Mój pełny powrót do euro uznaję za udany. Dopiero partia Suburbii ponownie rozkochała mnie w przeliczaniu punkcików i analizowaniu układów. Ted Alspach osiągnął to, czego nie udało się dokonać zarówno najnowszym grom Stefana Felda, jak i ostatnim tytułom Uwe Rosenberga. Porzuciłem karty na rzecz drewna i kafelków!
Dziękujemy wydawnictwu planszóweczka.pl za przekazanie egzemplarza do recenzji.