LCGeek #3: It’s Alive!

Kronikarski obowiązek spełniony. Dzięki poprzednim wpisom znacie już główne założenia modelu wydawniczego CCG, a także skróconą historię ewolucji, jaką ten przeszedł pod skrzydłami wydawnictwa Fantasy Flight Games. Wpisy te stworzyłem przede wszystkim po to, by kolejne otrzymały odpowiednie tło, dzięki temu wszyscy nowi w temacie zrozumieją jak interesującym z perspektywy gracza wydarzeniem było wprowadzenie na rynek modelu LCG.
Wolny od historii, można by rzec – nareszcie! – przechodzę do konkretów. Czytaj dalej

Do plecaka #1: Rush hour

Rozpoczęło się lato, za oknem piękna pogoda. W związku z tym postanowiliśmy wystartować z nowym cyklem: „Do plecaka”.
Znajdziecie w nim opisy i recenzje łamigłówek logicznych oraz gier, które będą nam towarzyszyły na spacerach, wycieczkach i letnich piknikach. Czytaj dalej

LCGeek #2: Świt Żywych Karcianek

W przypadku karcianek kolekcjonerskich recepta na sukces wydaje się „banalnie prosta”, wystarczy zainteresować potencjalnych odbiorców sprawnie działająca mechaniką, przyprawioną szczyptą intrygującego uniwersum, a wszystko to okrasić cieszącymi oko grafikami.
Słyszycie już szum ochoczo wzbierających fal? Oto gracze-kolekcjonerzy niczym woda puszczają w obieg finansowy młyn wydawnictwa…

Czytaj dalej

LCGeek #1: Blaski i cienie CCG

Kolekcjonerskie gry karciane (w skrócie z ang. CCG lub TCG) – demon, który swoją potęgą przerażał i fascynował mnie przez bardzo długi czas…
Od najmłodszych lat uwielbiałem gry karciane, nie tylko z powodu samej radości grania, lecz po części z racji niejednokrotnie bajecznego (w dzieciństwie dosłownie) wyglądu kart. Niestety, gdy faza kolekcjonowania kolejnych talii „Czarnego Piotrusia” minęła, a wraz z upływem lat na horyzoncie zaczęły pojawiać się poważniejsze tytuły zorientowałem się, że karcianki CCG to rozrywka obarczona kilkoma uciążliwymi cechami… Czytaj dalej

Mice and Mystics – czyli w czym tkwi klimat?

(Uwaga – poniższy tekst powstał w oparciu o błędnie odczytane zasady! Zostaje na stronie w formie ciekawostki pokazującej, jak wiele w odbiorze gry może zmienić jedna drobna pomyłka. Nowa recenzja, napisana na podstawie poprawnych rozgrywek dostępna jest TUTAJ.)

Książę Collin bacznie obserwował najciemniejszy kąt kuchni. Wśród kurzu i resztek jedzenia poruszały się niewyraźne kształty… Mieli coraz mniej czasu, a ten który im jeszcze pozostał nieubłaganie zdążał ku wydarzeniom malującym się w ponurych barwach. Musieli podjąć decyzję natychmiast – kierują się bezpośrednio do ogrodu, czy zaryzykują pomoc pannie Maggie? 

Heroizm zwyciężył i chwilę później cała gromada siłowała się z obluzowanym kaflem podłogi. Marmurowa płyta okazała się nie lada wyzwaniem, lecz w końcu udało się uzyskać odpowiednią szczelinę. Niestety, nie było im dane odpoczywać zbyt długo, gdyż nim się obejrzeli otoczyły ich karaluchy. Kiedyś zapewne by ich nie zauważyli, lecz teraz, gdy każdy z nich mierzył zaledwie kilka cali wzrostu insekty stanowiły całkiem realne zagrożenie. Za króla! – krzyknął Collin i rzucił się na wroga z miniaturowym mieczem…

W tej samej chwili w innym miejscu i czasie trzy niewielkie sześciany potoczyły się po drewnianym blacie, dwie pary oczu z uwagą śledziły każdy obrót, by ostatecznie dać wyraz swemu rozczarowaniu – gdzieś pośród murów zamku 4 szare myszy przegrywały walkę.  Czytaj dalej