Gamedec – gra „neoplanszowa”?

Światy zaczęły gasnąć jeden po drugim – detektywi zawiedli, wirus rozprzestrzeniał się zbyt szybko. Nie przewidziano, że tym razem hakerzy posuną się tak daleko, że w akcie ostatecznej determinacji swymi wirtualnymi mackami postanowią sięgnąć poza światy sensoryczne.
Realium – nasza rzeczywistość – z każdą chwilą stawało się mniej przyjazne, stabilność barier kinetycznych słabła, a przecież tak nie musiało być …

Cyberpunk, jako szeroko pojęty element popkultury jest mi bliski prawie tak samo jak klasyczne sci-fi. Każdą grę, zarówno planszową, jak i karcianą, która w jakiś sposób ociera się o wspomniane nurty staram się przynajmniej sprawdzić. Trudno się dziwić, że propozycję zrecenzowania Gamedeca – gry opartej na prozie Marcina Przybyłka –  przyjąłem ze sporą dozą optymizmu, a i z niemałym kredytem zaufania.
Czy słusznie akurat tę grę planszową opatrzono przedrostkiem „neo”? Przekonajmy się.

Log in

Rozejrzał się po pokoju, tekstury wyglądały na co najwyżej 3 generację, oświetlenie niespecjalnie radziło sobie z rzucaniem cieni, a widok z okna wydawał się interferować z własnym obrazem sprzed kilku sekund. Ta symulacja wymagała szlifów, ale przynajmniej była stabilna – jak na razie…

Pierwszy kontakt z grą może być dwojaki – albo wpierw poznamy zasady, zazwyczaj dzięki plikom udostępnionym w internecie, albo od razu przyjdzie nam zetknąć się z gotowym produktem. Tym razem, z racji stosunkowo obszernej instrukcji, postanowiłem zapoznać się online z  ramami rozgrywki i charakterystyką uniwersum, zaś szczegóły sprawdzić tuż przed partią czytając papierową wersję zasad.

Gra dotarła, pudełko okazało się znacznie cięższe niż sądziłem, a instrukcja grubsza niż wydawało się to przy obcowaniu z elektronicznym odpowiednikiem. Nie nam straszne planszówkowe „molochy” – pomyślałem – zasiadając do lektury. Wraz z kolejnymi partiami tekstu uświadamiałem sobie, że gra ciężka jest tylko i wyłącznie na kuchennej wadze, a sama rozgrywka to zręczne połączenie znanych mi skądinąd rozwiązań. Czas mijał wraz z przewracanymi stronicami, a tymczasem mój entuzjazm nieco ostygł, podtrzymywany już tylko sprawnie wyłożonymi zasadami oraz mnogością interesujących wstawek tematycznych, które laikom w uniwersum Gamedeców pozwolą w pełni cieszyć się zabawą.

Ostatecznie z pewnymi problemami, o których wspomnę w sekcji poświęconej wykonaniu, przygotowałem pierwszą partię. Podobnie, jak charakter wybranego bohatera, tak i moje nastawienie do gry można było w tej chwili określić neutralnym. Optymizm opadł, lecz zasady dawały nadzieję na tytuł co najmniej dobry w swojej klasie.

Let’s play

Nie miał ochoty odwiedzać Brahmy, w gruncie rzeczy i bez tego czuł się dostatecznie znudzony. Świat będący idealną kopią tego co pamiętał z książek nie był do końca tym, czego w tej chwili potrzebował jego rozszalały umysł. A jednak to właśnie tam hakerzy zaatakowali ponownie.

Jak wspomniałem wyżej Gamedec nie jest grą trudną, czy też ciężką. Owszem zasady wydają się długie, ale spowodowane jest to raczej ich pieczołowitym wyłuszczeniem i mnogością dodatkowych wariantów, niż faktycznym skomplikowaniem samego serca rozgrywki. Należy o tym pamiętać, gdyż w zależności od oczekiwań może być to zarówno wadą, jak i zaletą. Ja stałem gdzieś po środku z zaciekawieniem przyglądając się efektom – wyglądało to mniej więcej tak.

Pierwszy element gry, który w jakimś stopniu wpływa na nasze poczynania w trakcie rozgrywki, to wybór gamedeca. Wydawca oddał nam do dyspozycji 10 postaci, każda o umiejętnościach wychylonych w nieco innym kierunku. Dokonawszy wyboru oraz przeprowadziwszy resztę wiążących się z tym czynności, możemy rozpocząć faktyczną rozgrywkę.

Każda runda rozpoczyna się od ustalenia celu ataku cyberterrorystów. Hakerzy będą nękać nas tak długo, aż osiągną upragniony cel toteż, jako ostatnia linia obrony ludzkości, ruszamy do boju. Każda sekunda działa na naszą niekorzyść!
Nie mając chwili do stracenia detektywi wkraczają do akcji, w kolejnych turach, będą wykorzystywać pozostały im czas na podejmowanie dwóch akcji. Każda z takich akcji daje możliwość zbadania jednej ze składowych otaczającego ich świata – odpowiadającego fizycznej rzeczywistości Realium, w obrębie którego prosperują wielkie Korporacje oraz Światów Sensorycznych, dla lwiej części ludzkości nie mniej „rzeczywistych” od Realium.
W zależności od tego gdzie skierujemy swoje kroki, otworzą się przed nami inne możliwości działania, ściśle związane z wybranym polem na planszy. Będą to próby realizacji oraz podejmowanie się nowych zadań i zleceń korporacyjnych, wymiana handlowa, sabotowanie misji innych detektywów, a to tylko wariant podstawowy!

Naszym głównym zadaniem jest obrona światów i korporacji przed dalszym namierzaniem przez hakerów. W tym celu jesteśmy zmuszeni działać na różnych płaszczyznach, odpowiednio wykorzystując zdobyte umiejętności. W obrębie mechaniki gry sprowadza się to do przeniesienia pionu detektywa na odpowiednie pole, a następnie wykonania rzutu dwiema kostkami. Wynik należy poddać modyfikatorom zarówno dodatnim (umiejętności postaci, dodatkowe szkolenia, czy ekwipunek), jak i ujemnym (wynikającym z charakteru zadania). W zależności od wyniku – pozyskujemy nagrodę lub przyjmujemy na siebie konsekwencje porażki.

Gra toczy się przez kolejne rundy, hakerzy obierają sobie na cel najróżniejsze światy i korporacje, a detektywi starają się zwalczyć ich działania w zarodku. Jeżeli któremuś z nich uda się tego dokonać, uzyskując wymaganą liczbę punktów – wygrywa, jeśli zaś postacie będą działać zbyt wolno – zatryumfuje cyberchaos.

Od startu do finiszu gra zajmuje około 90 – 140 min (w zależności od liczby graczy i wariantów), co jak na intensywność gry i gatunek jest nadzwyczaj dobrym wynikiem. Nie bez znaczenia są tu klarowne, solidnie przetestowane zasady (czuje rękę grupy Monsoon), dzięki którym nieczęsto natkniemy się na poważniejsze wątpliwości spowalniające rozgrywkę. Takiej czytelności życzę niejednej produkcji tego kalibru.

Lag

Przeliczył kredyty, wygląda na to że handlarz ponownie orżnął go na sprzęcie standardowej klasy… W tym momencie było to jednak mało istotne, cała wirtualna rzeczywistość zaczynała się sypać – miał nieprzyjemne przeczucie, że była w tym spora część jego winy.

We wstępie do niniejszej recenzji wspomniałem, że Gamedec od pierwszych zapowiedzi szczyci się mianem „gry neoplanszowej”. Zapoznawszy się z zawartością pudełka i rozegrawszy kilka partii, nie do końca rozumiem, czego ów przedrostek dotyczy.

Gracz obyty w przygodowym światku szybko wyłapie liczne podobieństwa do klasyków gatunku. Sam nazwałbym Gamedeca cybermixem Talismana z Arkham Horror. Mamy tu masę testów opartych o kości, ekwipunek dający modyfikatory, możliwość trenowania umiejętności oraz lagi i hakerów do złudzenia przypominające relacje między brama, a potworami w Arkham Horror. Nawiązania można by mnożyć, lecz w tym miejscu jest to zbędne, gdyż samo definiowanie przez tak jednoznaczne porównanie mocno podkopuje nadany grze przydomek „neoplanszówki”.

Skoro jednak nie w mechanice, to być może w wykonaniu powinniśmy szukać nowej jakości?
Niestety niekoniecznie.
Wykonanie to największa bolączka Gamedeca, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę sugerowaną cenę wydawcy. Ta plasując się na poziomie 180 zł stawia nasz rodzimy tytuł obok katalogu FFG, co jak się okazuje jest dość niefortunne.
Zacznijmy od początku:

  • Instrukcja – o ile do treści nie sposób się przyczepić, to jednak jej format sprawia, że korzystanie z niej podczas rozgrywki ejst niezwykle uciążliwe. Nawet moloch taki, jak FFG zdecydował się na powrót do formatu ~A4. Kolejny problem to błędy w druku, które sprawiły, że z finalnej wersji jakimś cudem wyparowały 4 strony, a zastąpił je duplikat poprzednich. Nie wiem, czy jest to problem całego nakładu, ale taki egzemplarz otrzymałem do recenzji.*
  • Plansza – wykonana jest z dość giętkiego kartonu, jej spodnia część w kilku miejscach pozbawiona jest kleju, co skutkuje pęcherzami powietrza i widocznym rozwarstwieniem przy krawędzi.* Wierzchnia część została pokryta matowym papierem przypominając ten wykorzystany w pierwszej edycji Pandemica. Brakuje tu trwalszego wykończenia lub warstwy lakieru.
  • Żetony – trudno mi wróżyć jak długo wytrzymają, nie powinny się ścierać, lecz już teraz zauważyłem, że są bardzo podatne na uszkodzenia cienkiej warstwy papieru z nadrukiem.
  • „Figurki” postaci –  to w istocie ten sam materiał co żetony, wiec tutaj jak wyżej. Kolejnym problemem jest fakt, że zarówno w moim, jak i w egzemplarzu kolegi z innego portalu, brakowało 3 podstawek, gdzie instrukcja jasno wskazuje, że powinno ich być tyle samo ile postaci.*
  • Karty – w przypadku dużych kart muszę pochwalić wydawcę, są naprawdę nieźle wykonane. Niestety ich mini odpowiedniki były ze sobą posklejane, a w kilku przypadkach lakierowa powłoczka się skruszyła.*
  • Kostki – tutaj zwyczajnie zaniemówiłem – nie jest to może techniczna wada, ale zdecydowanie spore faux-pas wydawcy. Ta gra przesiąknięta jest klimatem, ba klimat to jej zdecydowanie największy atut, a tu dostajemy komplecik kości prosto z Grzybobrania lub innej gry pamiętającej czasy PRLu.
    Na moje oko transparentne, granatowe kości byłyby tu bardziej niż wskazane. Cóż, przynajmniej toczą się bardzo dobrze…
  • Karty scenariuszy/karty postaci – solidne, schludne, czytelne. Jedyny minus to niepotrzebna grubość kart postaci – przez nie pudełko waży z 0,5 kg więcej.

Pozostaje kwestia samej oprawy artystycznej i ikonografii. O ile wszystko technicznie sprawdza się podczas gry, to już dobór czcionek i ikonografia mocno nadszarpnęły moją wrażliwość estetyczną. Wysoki poziom niektórych grafik, ściera się tu z dużo gorszymi żetonami, ikonami, czy projektem kart ekwipunku.

Wiele osób powie – to pierwsza gra cdp.pl, muszą nabrać doświadczenia, wyrobić się – otóż nie. Drogi cdp.pl – to Wasza pierwsza gra – powinniście nas zachwycić, oddać w ręce coś co sprawi, że kolejną grę kupimy z marszu!

Reset 

Ocena Gamedeca, pomijając kulejące wykonanie, w istotnej mierze zależy od tego, jak duży bagaż doświadczeń w gatunku gier przygodowych posiadamy. Dla nowicjuszy może to być pozycja nadzwyczaj interesująca i wciągająca. Fani gatunku również powinni być usatysfakcjonowani, gdyż gra sprawdzone mechaniki podaje w ciekawej i całkiem przystępnej formie, a do tego oferuje uniwersum świeższe od ogranych „lochów i smoków”. Natomiast osoby podobne do mnie, które poszukują po prostu dobrych i świeżych gier mogą być nią nieco rozczarowane. Cenię sobie wielki trud włożony w fabularyzację elementów gry, pokochałem opisy na kartach i świetne wstawki w instrukcji, ale sama mechanika nie powaliła mnie na kolana. Niestety, tylko w klimacie gry czułem nieco tego „neo”, które podtykają nam autorzy, a to chyba jednak trochę za mało, jak na grę neoplanszową?

Dziękujemy wydawnictwu cdp.pl za przekazanie gry do recenzji.

PS. Zachęcamy do zapoznania się z uniwersum gry Gamedec, które do życia powołał w swoich książkach Martin Ann (Marcin Przybyłek).

0 Udostępnień